bajki ormiańskie
w przekładzie Jerzego Szokalskiego
BAJKA O TYM, JAK NARODZIŁY SIĘ TE BAJKI
– Tato, a czy ty wiesz, gdzie mieszkają bajki? – zapytała Lilitka.
– W książkach! – pośpiesznie, żeby tata jej nie uprzedził, odpowiedziała starsza o trzy lata Zarine.
– Nie… – powiedziała Lilitka. – Ja się pytam, gdzie bajki mieszkają na początku.
Dziecko wlepiło swoje wielkie i błyszczące oczy w ojca i czekało, co na to odpowie.
– Mówisz, na początku?... – zapytał tata. – Na początku czego?...
– Ja pytam, gdzie te bajki mieszkają, zanim jeszcze powchodzą do książek.
– Same tam nie wchodzą, tylko ludzie je wymyślają – znowu wyprzedziła ojca Zarine. – Prawda, tato?
– Nie, to nie jest prawda – powiedział ojciec. Zanim ludzie je wymyślą, bajki żyją same dla siebie...
– A widzisz! – uradowała się Lilitka. W naszym domu też sobie mieszkają, prawda, tato?
– Tak – powiedział ojciec. – Oczywiście, że w naszym domu też mieszkają.
– W naszym domu? A gdzie? – spytała z niedowierzaniem Zarine.
Ojciec rozejrzał się dookoła i jego wzrok zatrzymał się na siedzącej na dywanie dwuletniej Anuszik, która bawiła się starodawną szkatułką mamy.
– O, w takiej szkatułce sobie mieszkają.
Dziewczynki zerwały się z miejsca, otworzyły szkatułkę i, zawiedzione, popatrzyły na ojca.
– No i co?... Nic tutaj nie ma!
– No, bo w ciągu dnia one wędrują sobie po górach i lasach, kąpią się w rzekach i jeziorach, fruwają w powietrzu i dolatują do słońca… Dopiero późną nocą wracają i układają się do snu w tym pudełeczku – powiedział tata. Za chwilę wstał, spojrzał na zegarek i popędził do pracy.
Dzieci cały dzień nie wypuszczały szkatułki z rąk, nawet gdy przyszła noc, za żadne skarby nie chciały pójść spać i wytrwale czekały, aż bajki powrócą do domu.
– Co wy wyprawiacie? – denerwowała się mama. – Chyba nie będziecie tak siedziały do rana!... Idź, powiedz im, że to było tylko tak na niby, że to wszystko sam wymyśliłeś.
– Połóżcie się spać – powiedział tata, zaglądając do ich pokoju.– Bajki i tak nie wracają do domu, dopóki wszystkie dzieci nie usną.
Dziewczynki, zaskoczone i rozżalone, patrzyły na ojca.
– No, już dobrze… – powiedział. – Zaśnijcie teraz, a kiedy one wrócą, to ja siądę do pisania, a jutro wam poczytam.
Tej nocy ojciec napisał bajkę o ogonie wiewiórki i słoniowej trąbie.
– To o tej naszej wiewiórce i naszym słoniu? – pytały dzieci, pokazując na swoje zabawki.
Tata kiwnął głową.
– To świetnie! – uradowały się dziewczynki. – A bajek o innych zabawkach nie było?...
– Są, o wszystkich – powiedział tata. – O wszystkich: i o tej myszce, opartej o ścianę, i o tym żółtym cielątku z wielką głową, i o tych misiach… Ale trzeba te bajki odszukać w pudełeczku i zabrać się do pisania.
Dziewczynki tak bardzo nalegały, że tata poświęcił siedem nieprzespanych nocy i napisał siedem bajek, i każdego dnia rano czytał je dzieciom. Nie było nic nadzwyczajnego w tym, że napisał bajki, bo przecież każdy może wytężyć wyobraźnię i stworzyć bajkę. Niezwykłe było coś innego: te bajki naprawdę już były, mieszkały w tej szkatułce, a w nocy wychodziły z niej i wspinały się na biurko, po czym rozsypywały się (czy też – rozlewały) na białych, czystych kartkach papieru. Ojciec dziewczynek tylko ponumerował te wypełnione bajkami stronice, żeby mu się podczas porannego czytania nie myliły.
I to są właśnie te bajki.
Od koordynatora konferencji „Ormiański sąsiad: i to są właśnie te bajki, które rozdamy w ramach naszej kampanii.
Najmłodsza z bohaterek bajki o powstaniu bajek Poghosjana: Anuszik, jego córka
tutaj w wieku już nieco starszym niż w książce – może pięcioletnia…